wtorek, 23 marca 2010

Costa Blanca 2010

W galerii cześć zdjęć z wyjazdu do Hiszpanii - Costa Blanca, a poniżej nasze ważniejsze "zdobycze" w kolejności chronologicznej z drobnymi komentarzami :-)

ECHO VALLEY Castillo-Wasp Area - Scorpion (IV+) ~125m
- droga "na rozgrzewkę". Musieliśmy upewnić się, że nie zapomnieliśmy jak zakłada się przeloty, asekuruje i z dołu, i z góry ;-) zjeżdża, a przede wszystkim porozumiewa bez użycia instrumentów głosowych :-) Z drobnymi trudnościami pod koniec drogi (Miki po prostu ambitnie startował do prowadzenia siódemkowej drogi, a co się będziemy szczypać ;-) udało się, a dzień zakończyliśmy na plaży...

PENON de IFACH The north Face - Via Pany (V) ~220m
- zdecydowanie najładniejsza droga pod względem widoków.. i stopnia obsrania przez lokalne ptaki gnieżdżące się w zakamarkach skały. Wybór północnej ściany był chyba najbardziej trafioną decyzją dnia. Od strony południowej zostalibyśmy najpewniej usmażeni przez słońce. Szczytowanie zakończone niespodzianką ;-) dwoma wygłodniałymi, rudymi kotami, które z chęcią pożerały kawałki naszych kanapek. Łagodne zejście turystycznym szlakiem prowadzącym przez sympatyczny tunelik wydrążony w skale. Dzień zakończony moczeniem stóp w morzu :-)

CABEZON DE ORO Pared de Los Alcoyanos - Via Gene (V) ~315m
- najbardziej urozmaicona droga pod względem rzeźby i ciekawych ruchów. Z początku wydawała się nieco parchata, ale szybko zmieniła swój charakter i dała sporo radości. Na koniec chyba największa niespodzianka wyjazdu :-) przypadek (jeden na milion??) sprawił, że zaklinowała się nam przy ściąganiu Piotrkowa lina. W jaki sposób - widać na jednym ze zdjęć. Akcja ratunkowa dwa dni później odniosła pozytywny skutek - lina wróciła do właściciela i mogliśmy szykować się do następnego celu.
p.s. stado dzików zbiegających tuż obok nas piargiem dostarczyło jeszcze nieco dodatkowych emocji - szczęśliwi ci, którzy nie zdążyli w tym czasie jeszcze dojechać do gleby :D

PUIG CAMPANA - Espolon Central (IV+) ~450m
- najdłuższa i długo wyczekiwana droga, którą pozostawiliśmy na koniec pobytu, jako podsumowanie dotychczasowych zdobyczy - względnie prosta, aczkolwiek ze względu na długość i grzejące słońce mocno wyczerpująca. Tym razem odbyło się (oprócz drobnego, ożeźwiającego deszczu) bez przygód, aczkolwiek w towarzystwie dwóch dwuosobowych, hiszpańskich zespołów, które odpowiednio motywowały nas do szybkiego grzania w górę, co też skutecznie wprowadzaliśmy w życie, jako pierwsi osiągając top :-)