środa, 9 lutego 2011

Zimowy wspin w Tatrach

Propozycja wyjazdu na zimowe wspinanie przyszła od Tomka nagle i niespodziewanie. We wtorek, plan zakładał austriacką Maltę, w środę słowackie lodospady, a ostatecznie z przyczyn klimatyczno-logistycznych w czwartek po południu znaleźliśmy się w busie z napisem "COALA" wiozącym nas do Zakopanego. W plecakach kilogramy szpeju (podziękowania dla tych co nam dodatkowego szpeju pożyczyli, bo bez tego to byśmy się chyba tam zabili :), na plecakach dziaby które górskiej skały jeszcze nie widziały, a my sami z prawie zerową wiedzą tego co nas tam czeka, zdecydowaliśmy naprzeć na rejon Hali Gąsienicowej. Przy wieczornym piwie, nasza wiedza została na szczęście nieco wzbogacona instruktorskim doświadczeniem Gela. Generalnie z pobranych nauk najlepiej zapamiętałem część o tym że w górach zimą się nie lata i tego się trzymając ruszyliśmy z rana na lekkim kacu w kierunku betlejemki. Jeszcze tego samego dnia udaliśmy się drogą "trochę naokoło" w okolice Zmarzłego Stawu, aby poćwiczyć poruszanie się w rakach i z dziabami na tamtejszych lodospadach. Udało się całkiem nieźle i nawet nie pocięliśmy sobie całej odzieży, co spewnością należy uznać za sukces. Powrót to jak to później ktoś określił - Patagonia. Pogoda nieco się załamała, zaczeło wiać, snieg padał poziomo, i co jakiś czas była okazja dostać lodem po kasku. Tak więc stwierdziliśmy - gary muvaut i zawineliśmy się do Murowańca na żarcie. Wieczorem wypiliśmy cały alkochol jaki udało nam się wnieść na górę z Zakopanego i wybraliśmy nasze cele na dzień następny. Padło na drogę Kochańczyka i Klisia na Kotle Kościelcowym. Droga Kochańczyka miała jako ta łatwiejsza iść na pierwszy ogień. Wyszło jak wyszło i zrobiliśmy "nie wiadomo jaką drogę, trochę na lewo od Kochańczyka". Pierwszy wyciąg bardzo ładny i techniczny, później trochę parchato. Daliśmy radę i po zjeździe na dół wbiliśmy w drogę Klisia. Tutaj już bez błądzenia, razem 3 wyciągi całkiem niezłego wspinania. Po kolejnym zjeździe ruszyliśmy już mocno zmęczeni na dół do schroniska. Tego wieczoru przeceniłem swoje możliwości co do liczby posiłków, które mogę zjeść. Z mocno przepełnionym brzuchem ledwo dotoczyłem się z Murowańca do Betlejemki i był to generalnie koniec mojej aktywności na ten dzień. Na niedzielę plan zakładał zrobienie drogi Potoczka na Czubie nad Karbem, jednak odwilż i inne niespodziewane okoliczności zmusiły nas do wcześniejszego powrotu na dół do Zakopanego.

Podsumowując camy nie siadają zimą prawie nigdzie, śruby Salewy są do dupy, tricamy są git, trzeba zabrać więcej rękawiczek, Quarkiem i Cassinem bez młotka da się wbić igłę (ale można się przy tym spocić :), a na stanowisku się marznie. Ogólnie, wspinanie zimą jest fajne, ale jeszcze sporo nauki przed nami :)

wtorek, 1 lutego 2011

TBC i Barbara

W ramach zimowych czynności, a może w niektórych przypadkach bezczynności polecamy mocno i serdecznie poddanie się najnowszej technice relaksacyjnej poprzez zastosowanie terapii dźwiękonaśladowczej. Nieco więcej tutaj: http://gobarbra.com/hit/28212361ecfcc5670b0c18fc8d2fcf93