środa, 27 lutego 2013

Zajawka - Chorwa

Parę słów w ramach zajawki, ruszenia się z domu i zrobienia czegoś fajnego. Plan jest taki, żeby w ostatni weekend kwietnia załadować się w samochód/samochody? i teleportować do Paklenicy. Po drodze można zedrzeć opony na Chorwackiej "1" koło Plitvic. Do trzech razy sztuka, więc może uda się do Zadaru dotrzeć tym razem, w ramach restu. Reszta wyjazdu to wspinanie, oczywiście w zespołach trójkowych i oczywiście po kruchych trawersach, bo żyje się tylko raz :). Po ciężkim dniu na parchatej 4b, z której jak zawsze wjebiemy się w 6c, jestem za piwem, koniecznie w plastikowej butelce 2L, koniecznie ściągniętym pod sklepem i koniecznie w dobrym towarzystwie. Slacka, karty, płetwy i miętusy zabierzemy ze sobą. Zaoszczędzimy na jedzeniu, weźmiemy dużo fasoli w puszce i kukurydzy, a przyprawa do kurczaka zrobi resztę. Osobiście zamierzam zagryźć to kalmarem, może być nawet na surowo, nie będę marudził :) Podsumowując, zostało jeszcze parę dróg na Anicy do zrobienia. Pasuje wam taki plan?

niedziela, 10 lutego 2013

Pedalenie się na stoku

Kolejna zima i oczekiwanie na wiosenne wspinanie. Ale członkowie TBC nie spoczęli na laurach. Chociaż to pedalenie się, a nie sport, postanowiliśmy wyskoczyć na pozjeżdżane na dechach, zwabieni do Austrii słoneczną pogodą, Monia, Tomek, gościnnie Jarek i Piotrek. Tomek zrobił całą trasę Polska-Austria-Polska sam, wiedział że będę chciał z wiekowego Passata wyciągnąć ostatniego kucyka i chciał tego uniknąć.
Przez tydzień żyliśmy zgodnie z Austriackim porządkiem, pobudka o 7:30, śniadanie 8:00, w góry, jedzenie, tzw. czas wolny i spanie. Przysłowiowy śnieg po jaja zachęcał do zjeżdżania z tras i wykopywanie nart/desek między świerkami. No i tu przydaje się łopata lawinowa. Sonda z kolei jest po to żeby znaleźć nartę która wypięła się pod śniegiem. Tym razem nikt nic nie połamał ani nie zrzucił lawiny, chyba się oszczędzaliśmy. Tylko kolana raz na jakiś czas dawały o sobie znać. W połowie wyjazdu Jarek uznał że narty to pedalstwo i przesiada się na deskę. Ja też się przesiadłem, ale tylko na chwilę. Bez podpierania się kijkami daleko nie ujechałem. Czymś trzeba wybadać czy pod śniegiem dalej jest śnieg czy skała, żeby nie urwać sobie sporego kawałka ślizgu... co zdarza się w deskach Rossignola :) Sama jazda była nudna, cały czas w dół, prawo-lewo-prawo... i tak dalej.
Po nartach wzięliśmy się za gotowanie i pokerowy hazard, żetonów brakowało, były żelki. Ten środek płatniczy się nie sprawdza, znika za szybko.
Poszerzaliśmy także naszą wiedzę językową. W końcu niemiecki to język panów, a oni tu wrócą ;) Nie tylko poznaliśmy niezbędne danke schön czy auf wiedersehen (auf wizerdejn, auf wirezein - było dużo wersji), ale też dowiedzieliśmy się czemu "ale o co ci chodzi?" to złe pytanie do płci pięknej :) Dodatkowo Monia wymusiła za każde nadużycie sformułowania "pedalić się" nagrodę w postaci 10 pompek. Rozwój intelektualno-fizyczny mieliśmy zapewniony.
Ogólnie wyjazd wyszedł mega 40.000, jak zawsze ;). Dzięki! Teraz tylko trzeba zapomnieć o tym że można robić fajniejsze rzeczy niż siedzenie 8 godzin w robocie.
To czego nie umieściłem w tym krótkim opisie niech znajdzie się w komentarzach. Oczywiście poza tym, że walnąłem bańką tak, że zrobiłem sobie śliwę na czole w kształcie pindola. To wolałbym przemilczeć, dzięki.