niedziela, 10 lutego 2013

Pedalenie się na stoku

Kolejna zima i oczekiwanie na wiosenne wspinanie. Ale członkowie TBC nie spoczęli na laurach. Chociaż to pedalenie się, a nie sport, postanowiliśmy wyskoczyć na pozjeżdżane na dechach, zwabieni do Austrii słoneczną pogodą, Monia, Tomek, gościnnie Jarek i Piotrek. Tomek zrobił całą trasę Polska-Austria-Polska sam, wiedział że będę chciał z wiekowego Passata wyciągnąć ostatniego kucyka i chciał tego uniknąć.
Przez tydzień żyliśmy zgodnie z Austriackim porządkiem, pobudka o 7:30, śniadanie 8:00, w góry, jedzenie, tzw. czas wolny i spanie. Przysłowiowy śnieg po jaja zachęcał do zjeżdżania z tras i wykopywanie nart/desek między świerkami. No i tu przydaje się łopata lawinowa. Sonda z kolei jest po to żeby znaleźć nartę która wypięła się pod śniegiem. Tym razem nikt nic nie połamał ani nie zrzucił lawiny, chyba się oszczędzaliśmy. Tylko kolana raz na jakiś czas dawały o sobie znać. W połowie wyjazdu Jarek uznał że narty to pedalstwo i przesiada się na deskę. Ja też się przesiadłem, ale tylko na chwilę. Bez podpierania się kijkami daleko nie ujechałem. Czymś trzeba wybadać czy pod śniegiem dalej jest śnieg czy skała, żeby nie urwać sobie sporego kawałka ślizgu... co zdarza się w deskach Rossignola :) Sama jazda była nudna, cały czas w dół, prawo-lewo-prawo... i tak dalej.
Po nartach wzięliśmy się za gotowanie i pokerowy hazard, żetonów brakowało, były żelki. Ten środek płatniczy się nie sprawdza, znika za szybko.
Poszerzaliśmy także naszą wiedzę językową. W końcu niemiecki to język panów, a oni tu wrócą ;) Nie tylko poznaliśmy niezbędne danke schön czy auf wiedersehen (auf wizerdejn, auf wirezein - było dużo wersji), ale też dowiedzieliśmy się czemu "ale o co ci chodzi?" to złe pytanie do płci pięknej :) Dodatkowo Monia wymusiła za każde nadużycie sformułowania "pedalić się" nagrodę w postaci 10 pompek. Rozwój intelektualno-fizyczny mieliśmy zapewniony.
Ogólnie wyjazd wyszedł mega 40.000, jak zawsze ;). Dzięki! Teraz tylko trzeba zapomnieć o tym że można robić fajniejsze rzeczy niż siedzenie 8 godzin w robocie.
To czego nie umieściłem w tym krótkim opisie niech znajdzie się w komentarzach. Oczywiście poza tym, że walnąłem bańką tak, że zrobiłem sobie śliwę na czole w kształcie pindola. To wolałbym przemilczeć, dzięki.

4 komentarze:

wlodson pisze...

Piotruś, dzisiaj już pindola nie było widać. To wynik szybkiego gojenia ran, czy wprawnego makijażu? ;)

Anna Wojtkiewicz pisze...

Dobra śliwa nie jest zła :-)

piotrek pisze...

Zagoiło się, kropka tylko została. Zastosowałem ciepłe okłady, według przepisu Kokosa ;)

Jarek pisze...

A czy Austriacy przysłali Ci rachunek za zniszczony stojak na narty?