poniedziałek, 14 grudnia 2009

Polish Winter Almost Female Expedition


Polish Winter Almost Female Expedition, czyli pierwsza wyprawa Polsko-Niemiecka z elementami gwary i podhalańskiego poczucia humoru-zakończona sukcesem!

Po wielu dech zapierających przygodach, wyprawa powróciła w niedzielę w nocy do Warszawy. Łupem zdobywczyń i zdobywców padły: Szpiglasowa (2110 m n.p.m) i Sarnia Skała (1377 m n.p.m).

Na szczególną uwagę zasługuje fakt, iż za każdym razem oba cele zdobyto już przy pierwszej próbie ataku, a Sarnią Skałę, dodatkowo, prosto z Obozu 1-ego (zwanego karczmą ze zbawienną kawą pod skocznią).

Uczestnicy PWAF Expedition: Jolasia, Sylwia, Ania (gościnnie w 2-gim etapie) oraz Jarek zwany Gryczką i Puchatek.


Chcielibyśmy złożyć specjalne podziękowania dla:
  • Ufiego - za wytyczenie nowej zimowej linii na Szpiglasową Przełęcz ( i pozostawienie po sobie niezatartych śladów) :-)
  • Jarka - za to, że nas przywiózł tutaj (i po części oraz w dwóch turach zawiózł tam) :-)

    Zdjęcia Joasi z PWAF Expedition (klik) :-)

    poniedziałek, 16 listopada 2009

    Koszulka TBC

    Hejos!

    Co powiecie na mały prezent świąteczny dla każdego z nas?? Pomysł co prawda z leksza ściągnięty, ale jednak delikatnie zmodyfikowany... Oczywiście jak najbardziej możemy przeprowadzić dowolne modyfikacje obrazka. To jest na razie koncepcja. Koszt takiej koszulki ~30 PLN.. Dawać mi tu zaraz na maila co o tym myślicie :)












    iii dodaję jeszcze propozycję Piotrka, bo jest fajniejsza :)

    czwartek, 29 października 2009

    Zimowy wspin w Hiszpanii

    Podobnie jak w zeszłym roku dostałem propozycję wyjazdu na wspinanie do Hiszpanii. Tym razem celem ekspedycji są okolice Alicante i długie wielowyciągowe drogi:
    http://www.geocities.com/costablancaclimbing/scrambles.html
    http://blog.rockfax.com/alanjames/files/espolon-central.pdf
    W planach także zwiedzanie Valencji. Na prawdę warto.
    Koszty wyjazdu to bilety lotnicze w dwie strony, między 400 a 500 zł,
    wypożyczenie samochodu, ostatnio pożyczałem za 40 euro/dzień.
    Noclegi można ogarnąć pod namiotem. Część jedzenia można zabrać ze sobą, część kupić, nie wyjdzie to drogo. No a większość szpeju już mamy, nic tylko jechać.
    Wpisujcie komentarze, dawajcie znać na maila czy jesteście zainteresowani. Żeby bilety były na prawdę tanie, trzeba je już kupować, więc sprawa jest dość pilna.
    Oczywiście Hiszpania jest drugim wyjazdem na przyszły rok, na pierwszym miejscu nadal pozostaje Paklenica. Jednak koszty wyjazdu do Alicante nie będą strasznie duże, a z urlopem też można coś zakombinować ;)

    środa, 28 października 2009

    TBC poszerza horyzonty

    Informujemy, że zgodnie z jednogłośnie przyjętą uchwałą z dnia 27.10.2009, TBC poszerzyło swój skład o wcześniej istniejący Team Bellucci pozostając pod niezmienioną nazwą oraz przyjęło Darasa do grona członków honorowych. Zainteresowani zostali niezwłocznie poinformowani o zaistniałym wydarzeniu nie zgłaszając sprzeciwu :)
    Wszystkie uwagi do uchwały można zgłaszać pisemnie do dnia 03.11.2009. Po tym terminie uchwała wchodzi nieodwołalnie w życie.
    Jednocześnie przypomina się i zobowiązuje wszystkich członków TBC do przestrzegania regulaminu. :)))

    środa, 15 lipca 2009

    Nowe zdjęcia w galerii

    Najnowsze foteczki z podlesickiej eskapadeczki wrzucone do galeryjki. Miłego oglądanka!!

    wtorek, 16 czerwca 2009

    No to sru!

    Wyjazd wydawał się być nader atrakcyjną propozycją – raz, że zapowiadały się całe 4 dni wspinu, a dwa, że mieliśmy zdobyć najwyższą skałę Jury – Sokolicę. Prognozy pogody nie były dla nas zbyt pomyślne, ale jak to się mówi, w kupie siła, więc wzięliśmy to na całe cztery klaty, z czego jedną szczególnie ładnie zbudowaną. Podróż z przystankiem w Milano przebiegła bez kłopotów, więc cali i zdrowi dotarliśmy na miejsce. Nieco gorzej poszły nam następnego dnia poszukiwania Zaklętego muru, które można by w skrócie opisać: „za górami, za lasami”. Nie obyło się również bez przeprawy przez strumień (zwał jak zwał), szczególnie przyjemnej dla Moniki w drodze powrotnej. Jak się okazało nasze metody wspinania na Zaklętym „w parach” i zjazdy na złożonej na pół linie wzbudziły nie lada zainteresowanie ;) Jak widać co kraj to obyczaj (lub co instruktor to obyczaj). Pełni sił witalnych i rozgrzani przed następnym dniem (czytaj oswojeni ze skałą) mogliśmy z podniesionym czołem wrócić do namiotu, gdzie ku radości naszych oczu spotkaliśmy Łysego (tym razem bez bandy).
    Nie ma to jak „wielowyciągówka”, bo nic nie sprawia tyle radości, co popychanie pierdół na stanowisku z partnerem ;) Sokolica delikatnie poskromiona i to nawet dwa razy chyba nas polubiła, ponieważ nie pozwoliła na to, żeby dopadły nas opady niezapowiedzianego deszczu. Nie tracąc czasu wybraliśmy się jeszcze na małe zwiedzanie miasta Kraka, choć nie ukrywam, że najbardziej cieszyła mnie perspektywa wypasionego żarełka!
    Sobota niestety nie była dla nas łaskawa i od rana (mimo ćwierkania drobiu) poczęstowała nas zdrowymi kroplami wody, więc gdyby nie Michał, praktycznie nie dotknęlibyśmy skały. Zebraliśmy więc cały rynsztunek i pomknęliśmy w kierunku Podlesic. Zdecydowanie miłym akcentem wyjazdu było ognisko u Łysego (gin + kiełbaski przegryzane rzodkiewką to jest to!!! o! o! o!) i skomplikowane dyskusje na tematy związane z wychowywaniem dzieci.
    Na dobitkę, w słusznej obawie przed tłokiem w Rzędkach zaszczyciliśmy swoją obecnością Bibliotekę, gdzie zaskoczyła nas swoją szczególną urodą Lewa żółta ścianka – polecamy.

    Naszym łupem (OS) padły:

    Sokolica:
    Lot na Brandysa
    Lewy komin

    Zaklęty mur:
    Sekwencja
    Noc listopadowa
    Trawersy Kentucky (no prawie się udało ;)
    Potańcówka

    Góra Zborów – Młyny:
    Bumerang (Piotrek)

    Biblioteka:
    Lewa Żółta ścianka
    Droga bez nazwy (dwie drogi na lewo od LŻŚ)

    czwartek, 21 maja 2009

    Na życzenie Włodka:)


    W czasie gdy Chłopaki przygotowywali się mentalnie i fizycznie na Chorwacką ekspedycję, ja postanowiłam nie być gorszą i zaatakować Jurę.

    Pierwsze przymiarki zaczęły się od krótkiego wypadu "rozeznaniowego" w przedostatni weekend kwietnia. Jak miło było powrócić po długiej zimie, spotkać znajomych i powłóczyć się wśród Podlesickich skał...Wyjazd był mocno rozgrzewkowy. Mimo to, razem z Bartkiem zaatakowaliśmy rysę bez nazwy (wariant Diagonali uciekający w jej połowie na prawo). Nie zniechęciło mocne wahadło, potłuczone plecy, poranione palce i mocne zmęczenie... "Zawieszamy wędę i będziemy męczyć. Aż pójdzie!" zaapelowałam do Bartka. Za którymś razem poszło.Weekend się skończył. Umówiliśmy się na majówkę na próbę poprowadzenia rysy.


    Plany sie zmieniły. Majówkę mieliśmy spędzić w większym gronie w Rzędkach. Rano w czwartek byliśmy z Barktiem na miejscu. Reszta znajomych miała dojechać po południu. Jednak i tutaj plany ponownie przybrały inny tor. Gdzieś po godzinie 21...deszcz, burza a my bez namiotu...krótki telefon do Jarka...Niepewność czy znajdzie się dla nas miejsce w Podlesicach..."Przyjeżdzajcie!" Sa dwa rodzaje znajomych. Na jednych możesz liczyć zawsze i wszędzie. Nawet w środku nocy.Inni są Twoimi znajomymi tylko wtedy, gdy jesteś im potrzebny...bez komentarza. Jako, że w trudnych sytuacjach zawsze trzeba znaleźć jakąś jasną stronę, pocieszaliśmy się z Bartkiem faktem, że będziemy mieli okazję na poprowadzenie niedkończonej rysy na Długiej Granii. Bartkowi się udało. Gratulacje! Mnie sie nie udało. T. Piotrowski pisał, że podobno "Niemożliwe - to raczej bariera psychiczna niż fizyczna". Zabrakło mi psychy. Może następnym razem...
    Znaleźliśmy sobie inny cel. Skrzata.Złośliwe, małe, zapomniane stworzenie, ze starymi spitami. Podobno dość techniczna droga. Zawiesiliśmy wędę.Poszłam na pierwszy ogień. Z blokiem w połowie. Pierwszy raz robiłam takie trudności.Palce mi się trzęsły. Zmęczenie połączone z radością. Mimo, że nie było to "czyste" przejście,to bardzo budujące. Bartek po paru dniach poprowadził skrzata. Jego pierwsze VI.2 RP :)
    Odwiedziliśmy też z Jarkiem i Dzikusem Mirów. Żytnia Wyborowa I Inne Kobiety VI.1 OS. Mętlik totalny w głowie bo jakoś nam łatwo poszło...Zjechałam i mowię do Bartka "kurde...jesteś pewien że to było VI.1?" Potem siedzieliśmy i patrzyliśmy jak inni sie tam męczyli, więc może i miało to jednak VI.1."Może to po tym Skrzacie nam tak łatwo poszło" myślał na głos Bartek. Sama nie wiem...Odniosłam wrażenie, że bardziej się nagimnastykowaliśmy na Tatrzańskiej Piątce na turni Kukuczki (piękna droga notabene) niż na Żytniej...
    Sezon zaczęty.Ja jestem bardzo zadowolona, mimo, że nie udało mi się wszystkich dróg dokończyć. No ale w końcu to dopiero maj...jeszcze pare miesięcy przede mną :)

    PS. Wielkie dzięki za wino chorwackie :)

    środa, 20 maja 2009

    Paklenica po raz trzeci - relacja video

    Mamy przyjemność poinformować, iż dnia 19.05.2009 (w godzinach popołudniowych) odbyła się prapremiera relacji video z Team Bro Climbing Expedition 2009 :) Materiał dostępny jest pod adresem: http://www.vimeo.com/4745361 Z pewnych przyczyn niestety nie udało nam się zamieścić wcześniej wspomnianego filmu w naszej jutubowej galerii. Za utrudnienia przepraszamy (bardzo!!) i jednocześnie życzymy miłego oglądania.

    wtorek, 5 maja 2009

    Paklenica 25.04 - 03.05.2009 - Team Bro Climbing Expedition ;-)

    ..trudno zabrać się za opisywanie czegoś, co już minęło, bo nadal w serduchu szumi strumień z paklenickiego wąwozu i nie dopuszcza do głowy myśli o powrocie do rzeczywistości. Faktem jest, że kolejny wyjazd pod herbem Team Bro Climbing został zakończony, ale zacznijmy od początku..
    Podróż podzielona została w sposób naturalny na dwie części: krótszą Wawa – Jura, i dłuższą Jura – Paklenica. W tym miejscu chylimy czoła przed Łysym za gościnę i nocleg, po którym pomknęliśmy przed siebie, naładowani pozytywną energią i sprężem. Nie mogło odbyć się bez przygód. Kiedy zdawało się, że wszystko pomyślnie zmierza do celu i nawet obranie różnych tras dojazdu (przez Słowację lub Czechy) nie przeszkodziło naszym rydwanom na ponowne spotkanie na trasie, w Słowenii czekała na nas niespodzianka - jedyne 185 eurasów mandatu za brak winiety na ośmio kilometrowym odcinku autostrady. Nie ma to tamto - przyjęliśmy karę na klaty pięciu rosłych mężczyzn (a dokładniej w konfiguracji 4 + 1) i ruszyliśmy dalej do celu. Szczęśliwie około 2.30 dotarliśmy do celu. Kołczu wykazał się wysokim poziomem wyrozumiałości wypuszczając nas pierwszego dnia na naprawdę rozgrzewkowe drogi. Pokonanie Nosoroga w iście żółwim tempie uświadomiło nam, że może wspinanie par excellence idzie nam nieźle, ale „zabawy” na stanowisku to dla nas zapomniana, magiczna wiedza. Jak się miało później okazać otrzymana reprymenda podziałała konstruktywnie i wpłynęła nawet na nie plątanie się lin ;) Kolejne dni przynosiły kolejne zdobycze, a poziom zbułowania wzrastał wraz z rosnącymi trudnościami dróg i zmieniającymi się warunkami atmosferycznymi. W każdym bądź razie nie zamierzaliśmy łamać regulaminu TBC i każdego wieczoru dzielnie dzierżyliśmy w dłoni Ożujsko, które stało się swego rodzaju symbolem wyjazdu :) Każdy łyk piwa pobudzał nasze wyobraźnie i przywodził do głowy coraz to nowe przemyślenia i filozofie, nie koniecznie związane ze wspinaniem. Kiepska pogoda i osłabiona zmęczeniem psycha wymusiła na nas dzień restu, tym bardziej, że dużymi krokami zbliżało się największe wyzwanie wyjazdu – zdobycie Anicy Kuk (droga D.Brahm), czyli jakieś 300 m wspinania. W tak zwanym międzyczasie nadszedł czas na retrospekcję z ratownictwa. Tutaj pozdrowienia dla Team Bellucci, który wyciągał nasz rydwan z hipotetycznych tarapatów :) Tym razem pogoda nie stanęła nam na przeszkodzie i szczęśliwie wkroczyliśmy nie tylko na szczyt Anicy, ale kolejnego dnia zaliczyliśmy prawdopodobnie najbardziej czujne wyciągi całego wyjazdu. Na pożegnanie Paklenicy zaliczyliśmy ostatnią kolację „u Kika”, przypieczętowaną paroma łykami ;) lokalnego złotego trunku. Nasze kocie ruchy zostały oczywiście zarejestrowane przez specjalnie wynajętych fotografów i lada dzień powinny pojawić się w galerii. Serdeczne podziękowania dla destruktorów: Koparki (Kołcza, Belmondo) i Łysego oraz współtowarzyszy doli i niedoli: Moni (Bellucci), Radka, Michała i Janka.

    Wykaz dróg przebytych w ramach TBC Expedition Paklenica 2009:
    Dzień I (sobota): Bana Split, Joint (obie drogi na Parkiraliste), Nosorog (Kukowi ispod Vlake)
    Dzień II (niedziela): Karamara sweet temptations (Veliki Cuk), Huggavugga (Nad Ijuskom)
    Dzień III (poniedziałek): Saleski
    Dzień IV (wtorek): Zubatac/Orada (Kuk Tisa)
    Dzień V (środa): dzień restowy
    Dzień VI (czwartek): Celiski stup
    Dzień VII (piątek): D. Brahm (Anica Kuk)
    Dzień VIII (sobota): Domzalski

    piątek, 27 lutego 2009

    Paklenica - countdown...

    Małymi kroczkami, coraz bardziej zbliżamy się do terminu teamowego wyjazdu do Paklenicy. Przy okazji wczorajszych Kokosowych urodzin podjęliśmy się trudu obliczenia czasu, który pozostał nam na przygotowania kondycyjne ;-) Żeby już więcej nie wyśilać swojego umysłu tak trudnymi rachunkami, poniżej prosty licznik, który zrobi to za nas: