sobota, 24 lipca 2010
wtorek, 13 lipca 2010
Wspinacze którzy gapili się na kozy
Podlesice, 34 stopnie w cieniu, delirium słoneczne, kozy i wspinaczka - dyscyplina sportu dla zdeterminowanych odlutków zdolnych połączyć doświadczenie z filozofią. Skutek? - "Świat potrzebuje teraz Jedi bardziej, niż kiedykolwiek".
Sobota upłynęła każdemu z nas pod znakiem 10 godzin bardzo dobrych dróg i jeszcze lepszych lotów. Wszyscy zebraliśmy ślady na całe życie. Jedni we wspomnieniach pamięci, inni niestety namacalne...Na szczęście na pokładzie mieliśmy lekarza :)
Niedziela to dzień Kozy. Koza Kicikici chciała zaznać życia wspinaczkowego i razem z nami wędrowała po Górze Zborów szukając cienia. Nie pomogły prośby, błagania, krzyki, jęki i stęki. Co kozę udało się zgubić, slychać było "meeeeeeee"(czyt. nie zostawiajcie mnie!) i galopujące w naszą strone kopytka. Kicikici dobiegała ciesząc rogi i znowu "meeeeeeee" (czyt. juz jestem! mozemy iść dalej). Przed Kozą uratował nas Budda i jego brzuch. Inna wersja mówi, że Kicikici sie nami po prostu znudziła - znalazła innych Jedi :) A to koza! a my? ruszyliśmy w stronę Ptaka i tam próbowaliśmy połączyć taniec w skale z tańcem deszczu.
Z wyjazdu wyłoniła się pewna zasada: za ładnie wyłapany locik oraz ściągnięcie zaplątanej liny należy się piwo :)
niektórzy mówią, że to szaleństwo :)
Sobota upłynęła każdemu z nas pod znakiem 10 godzin bardzo dobrych dróg i jeszcze lepszych lotów. Wszyscy zebraliśmy ślady na całe życie. Jedni we wspomnieniach pamięci, inni niestety namacalne...Na szczęście na pokładzie mieliśmy lekarza :)
Niedziela to dzień Kozy. Koza Kicikici chciała zaznać życia wspinaczkowego i razem z nami wędrowała po Górze Zborów szukając cienia. Nie pomogły prośby, błagania, krzyki, jęki i stęki. Co kozę udało się zgubić, slychać było "meeeeeeee"(czyt. nie zostawiajcie mnie!) i galopujące w naszą strone kopytka. Kicikici dobiegała ciesząc rogi i znowu "meeeeeeee" (czyt. juz jestem! mozemy iść dalej). Przed Kozą uratował nas Budda i jego brzuch. Inna wersja mówi, że Kicikici sie nami po prostu znudziła - znalazła innych Jedi :) A to koza! a my? ruszyliśmy w stronę Ptaka i tam próbowaliśmy połączyć taniec w skale z tańcem deszczu.
Z wyjazdu wyłoniła się pewna zasada: za ładnie wyłapany locik oraz ściągnięcie zaplątanej liny należy się piwo :)
niektórzy mówią, że to szaleństwo :)
wtorek, 6 lipca 2010
Jedziemy na wycieczkę, bierzemy misia w teczkę...
... a misio fiku miku dorwał się do aparaciku :)
Z całego zamieszania i nauki filmowania zostało uwiecznione wspinanie w bajecznej, usłanej poziomkami oraz biedronkami-bronkami i żabami-czarownicami płynącej Dolinie Wiercicy oraz to, że z Kasią nie mamy nic mądrego do powiedzenia poza "idziemy się wspinać" :)
Filmik zawiera także część instruktażową pt "Jak skutecznie odwieść Anię od dalszego wspinania".
Z kolei dla pracujących cały dzień za biurkiem, nasz operator filmowy przewidział odrobinę gimnastyki - nagranie oglądamy kręcąc głową!
A więc ręka noga mózg na ścianie zaczynamy wspinu oglądanie! :)
PS. Na drugim filmiku miała być wspinająca się Kasia. Niestety pan operator nagrywał filmik, którego ostatecznie nie nagrał... czyt. trochę techniki i człowiek się gubi :)
Z całego zamieszania i nauki filmowania zostało uwiecznione wspinanie w bajecznej, usłanej poziomkami oraz biedronkami-bronkami i żabami-czarownicami płynącej Dolinie Wiercicy oraz to, że z Kasią nie mamy nic mądrego do powiedzenia poza "idziemy się wspinać" :)
Filmik zawiera także część instruktażową pt "Jak skutecznie odwieść Anię od dalszego wspinania".
Z kolei dla pracujących cały dzień za biurkiem, nasz operator filmowy przewidział odrobinę gimnastyki - nagranie oglądamy kręcąc głową!
A więc ręka noga mózg na ścianie zaczynamy wspinu oglądanie! :)
dolina wiercicy - "prosze powiedziec cos madrego" from teamclimbing on Vimeo.
PS. Na drugim filmiku miała być wspinająca się Kasia. Niestety pan operator nagrywał filmik, którego ostatecznie nie nagrał... czyt. trochę techniki i człowiek się gubi :)
czwartek, 1 lipca 2010
Turlaj się po Tatrach!
Pojechały na ploty, a skończyło się:
- oskarżeniem o tony marchwi w walizce;
- dwoma śliwami na skroni, brodzie oraz półrozwalonym nosem i ćwierćrozwaloną wargą;
- kupnem kijków samobijków;
- prawie kupioną czołówką;
- tonami kupionych koralików
- posiadaniem zajebistego rzemyka i krótkich spodenek :)
- nauczeniem się prawidłowej wymowy angielskiego "three" oraz "thing" (lekcje pobierałyśmy u mistrza survivalu - Tylor'a :)))
- imprezą urodzinową Mikiego
- wynalezieniem nowego sportu pt. TURLAJ SIĘ PO TATRACH
- przedreptaniem ponad 40 km :)
o czymś zapomniałam?
aaach zdjęcia! w galerii :)
pozdr
ania w.
Subskrybuj:
Posty (Atom)