Pojechały na ploty, a skończyło się:
- oskarżeniem o tony marchwi w walizce;
- dwoma śliwami na skroni, brodzie oraz półrozwalonym nosem i ćwierćrozwaloną wargą;
- kupnem kijków samobijków;
- prawie kupioną czołówką;
- tonami kupionych koralików
- posiadaniem zajebistego rzemyka i krótkich spodenek :)
- nauczeniem się prawidłowej wymowy angielskiego "three" oraz "thing" (lekcje pobierałyśmy u mistrza survivalu - Tylor'a :)))
- imprezą urodzinową Mikiego
- wynalezieniem nowego sportu pt. TURLAJ SIĘ PO TATRACH
- przedreptaniem ponad 40 km :)
o czymś zapomniałam?
aaach zdjęcia! w galerii :)
pozdr
ania w.
1 komentarz:
Koniecznie w takim razie musicie podzielić się zdobytą wiedzą lingwistyczną. Jeśli chodzi o mnie nie muszą być to zajęcia grupowe.
Prześlij komentarz