czwartek, 5 sierpnia 2010

Indykpol Expedition - Sokoliki 2010, czyli lekko spóźniona relacja z wypadu na Dolny Śląsk

Zaczęło się dość niepozornie od knucia po kątach i cichego przebąkiwania pod nosem, że byłoby miło wyjechać gdzieś razem, na może nieco dłuższe niż tylko weekendowe wspinanko, że może fajnie w końcu pomacać jakąś inną skałę niż wyślizgany jurajski wapień (nie licząc naszych górskich eskapad), a zakończyło się na tygodniowym wypadzie w Sokoliki. Chociaż nie udało się zebrać pełnego składu TBC - co się odwlecze, to nie uciecze - to zebrała się nas całkiem niezła gromadka w konfiguracji początkowej 2 + 2, a następnie 2 + 4, czyli Ania W., Ania G., Piotrek, Włodek, Miki i Maciek.

O dziwo mimo niezbyt pomyślnych przewidywań pani pogodynki "Tabor pod Krzywą", gdzie mieliśmy niewątpliwy zaszczyt gościć, powitał nas bardzo sprzyjającymi warunkami atmosferycznymi. Nie tracąc czasu już pierwszego wieczoru udaliśmy się na rekonesans okolicy, zaopatrując swoje głowy w niezbędny sprzęt oświetleniowy. To dość ważny fakt, ponieważ miało się okazać, że bez czołówek czekałby nas nocleg (w najlepszym wypadku) gdzieś po środku lasu. Na szczycie Dużego Sokolika spotkaliśmy lokalsów, którzy ulegli urokowi dziewczyn i dodatkowo zwiedzeni datą ich imienin, nie tylko zaczęli częstować kawą i ostatnimi herbatnikami, ale pokazali nam w TOPO najciekawsze dróżki w okolicy. W kolejnych dniach nie omieszkaliśmy skorzystać z uzyskanych porad. Wtorek przyniósł parę ładnych tradowych dróżek, które potraktowaliśmy jako zapoznanie ze skałą i rozgrzewkę przed kolejnymi wyzwaniami. Jak się później okazało, był to również ostatni dzień, kiedy (sami) przygotowaliśmy jakąś normalną potrawę... do jedzenia oczywiście. [Niestety opóźnienie w zamieszczeniu relacji spowodowało niemałe pustki w głowie autora, zatem niektóre fakty mogą pojawiać się albo nie zgodnie z prawdą, albo w zdecydowanie niechronologicznej kolejności.]
Środa chociaż nieco śmielsza w skalnych poczynaniach postanowiła ukazać nam pierwsze skutki spania na twardych dechach w postaci powykrzywianych kręgosłupów, jak i stromego podejścia pod Sokolika w postaci przyrastającej z każdym dniem kondycji. Dzień ten miał także okazać się przełomowym dla (drogi) Kurtykówki na Babie, która od tego momentu zmieniła nazwę na Pierdykówkę, chociaż geneza tego przechrzczenia pozostanie słodką tajemnicą TBC, tylko zaczynam się zastanawiać, czy określenie "słodka" pasuje akurat w tym miejscu. Czwartek upłynął nieco leniwie (można powiedzieć, że półrestowo). Prawdopodobnie czuliśmy w kościach, że nie zakończy się najlepiej, aczkolwiek z niecierpliwością oczekiwaliśmy przyjazdu M&M, czyli Hondy na pokładzie z Mikim i Maćkiem. Zmieniliśmy obszar zainteresowania na Krzyżną, zmierzając po OS w wykonaniu Piotrka na drodze "Kto się boi, ten nie stoi"!

Niestety w drodze powrotnej dostaliśmy sromotny deszczowy łomot. Nie została na nas prawie żadna sucha nitka, no może poza złotym duchem lasu, który przemykał gdzieś pomiędzy nami, a drzewami. W tym miejscu należy się pochwała dla naszych "gospodyń", które potrafiły zrobić coś z niczego, zaskakując przepysznym daniem obiadowym, składającym się mniej więcej z kaszy, kukurydzy, groszku, fasoli i przyprawy do mięsa. Jak się okazało następnego dnia - kukurydza się nie trawi!!!Piątek to szybkie wprowadzenie chłopaków w arkana miejscowego wspinu. Szybka adaptacja i obiadek w przydrożnym barze (nazwanym potocznie - "U dziadunia") nie przeszkodziły w konsumpcji wieczornego piwka, nocnych opowieści, zdjęć z ukrycia i dobrym śnie aż do kolejnego poranka. Sobota poza zdobyczami wspinaczkowymi zaobfitowała niestety w kontuzję Mikiego, który wykazując się nie lada odwagą i jako jedyny skacząc przez płomień ogniska o wysokości za 500, a później 1000 browarów skręcił kostkę, uniemożliwiając sobie potyczki ze skałą następnego dnia. Niedziela upłynęła już nieco tęsknie, w balasku słońca i perspektywie zbliżającego się wyjazdu oraz powrotu do domów. To był kolejny niezapomniany wyjazd, kolejna przygoda, kolejne wyrobione metry i dziesiątki założonych przelotów. Oby więcej takich wypadów!!! Do następnego!!!


Bliższy lub dalszy prawdzie wykaz przejść (jeśli nie zaznaczone - wszystkie OS):

Krzywa Turnia
- Żubr
- Zielone rynny
Mały Sokolik
- Droga Jakubowskiego
- Rysa Tota
Duży Sokolik
- Pod schodami
- Kominek adeptów
- Nitówka
- Kant zachodni
- Zacięcie filara
-Wariant wyjściowy Głazka-Panza
-Zielona Płyta
Sokola lalka
- Rysa południowa
- Krucha rysa
Sukiennice
- Kancik
- Prawy komin
- Szare zacięcie
- Fix brzózka
- Brzózka
-Wariant "34"
Baba
- Kurtykówka (RP)
Krzyżna strażnica
- Kto się boi ten nie stoi

2 komentarze:

wlodson pisze...

Możliwe, że nie zapamiętałem wszystkich dróg, którymi pomykaliśmy, więc w razie czego, plis dopisujcie :)

wlodson pisze...

..i do tego żywcowania jeszcze zejście było na żywca ;) nie tam jakieś zjazdy :)