piątek, 3 listopada 2017

Azja - reaktywacja

Nie oszukujmy się,  ten blog działa od wyjazdu do wyjazdu.  Ale teraz znowu przybędzie mu parę stron.  Zaczęło się jak zawsze,  od pomysłu.  Polećmy gdzieś. A ja strasznie długo nie jadłem Tom Yum.  No to znowu siedzę na lotnisku w Bangkoku.
Tym razem to skierowane na azjatyckie tanie linie Don Muaeng.  Brakuje mu blasku lotniska międzynarodowego,  ale po drugiej stronie ulicy jest  przyzwoite jedzenie, pod parasolem. Lecimy do Yangon,  Ragun,  czy jak mu tam.  Przylecieliśmy do Bangkoku wczoraj rano, zdążyliśmy trochę odespać lot, przejść się po China Town,  wpaść na Khao San,  zobaczyć skorpiony na patyku i napić się piwa Chang. Następna wizyta w tym mieście za ponad miesiąc.
Wtedy będziemy mieszkać bliżej pałacu, a dalej od Sukhumvitu. Nie pasujemy tam, bez krawata i żakietu.  Oczywiście lokalesi chcą mi ten krawat i garnitur sprzedać. Ale jestem na wakacjach,  trzeba się szanować! Zdjęcia - wypełniacz, aparat wyjmę dopiero w Birmie.

1 komentarz:

wlodson pisze...

Się tam proszę nie wachlować :)