wtorek, 23 grudnia 2008
Wesołych Świąt
czwartek, 20 listopada 2008
Marzec w Hiszpanii!
czwartek, 23 października 2008
Regulamin ;) Team Bro Climbing
środa, 15 października 2008
08-11.11.2008 - Propozycja :))
4 dni łojenia to nie przelewki, taka okazja może szybko się nie pojawić ;-)
poniedziałek, 13 października 2008
Podlesice / Rzędki - 10-12.10.2008
edit:
Dobra, przyznaję się bez bicia, że kompletnie nie mam tym razem weny.. albo po prostu nie pamiętam, co dokładnie działo się w Podlesicach. Z pewnością piątek był wyjątkowo obfity w różnego rodzaju napoje wyskokowe (jak zwykle), dużo śmiechu (jak zwykle) no i genialnego towarzystwa (jak zwykle)! O samym wspinaniu nie ma się co za dużo wypowiadać, bo nasze wyczyny doskonale widać na zdjęciach, a filmików, może jednak lepiej nie oglądać, ponieważ ujawniają całą prawdę o TeamBroClimbing, a może Team AFTER Bro Climbing :))) Tak, czy siak każde z nas (Ania, Piotrek, Włodek) walczyło ze swoimi słabościami. Niektóre udało się pokonać, niektóre pozostały na jeszcze później, ale tak to już bywa, kiedy człowiek przystawia się omyłkowo (prawdopodobnie) do drogi VI.3 przy wiadomo jakich umiejętnościach ;) W skrócie: super pogoda, super ludzie, super wspin no i oczywiście gratulacje dla Ani za ostatnią drogę wyjazdu i Piotrka za z gracją pokonanego kutafona!! :D
p.s. zdjęcia autorstwa Piotrka, Ani i Włodka
środa, 1 października 2008
Z serii rymy częstochowskie...
taśma, kubek, karabinek,
ekspres, uprząż, dziesięć linek -
oto zestaw jest jest wspaniały,
do wspinania doskonały!
asekuruj czujnie luba,
bo już pewna moja zguba,
gdy twój wzrok na bok ucieka,
mnie kolejny lot już czeka.
LUB :-)
jeśli nie chcesz mojej zguby,
asekuruj czujnie luby,
gdy twój wzrok na bok ucieka,
mnie kolejny lot już czeka.
Możecie z łaski swojej oszczędzić złośliwych komentarzy :P ale czasami jak mnie coś natchnie... to normalnie nie mogę się powstrzymać ;) i produkuję tego typu głupoty. Oczywiście wszlekie prawa do publikacji tej wspaniałej poezji ściśle zastrzeżone :-)))
piątek, 26 września 2008
Podlesice - łojenie krzyżówek
Nie ma co ukrywać, że pierwszy dzień (poniedziałek) był najbardziej udanym z całego pobytu w Jurze, chociaż według obietnic synoptyków, dopiero kolejne miały przynieść słońce i możliwość spędzania całego dnia pod skałkami. Względnie mokry wapień pozwolił nam jedynie na rozgrzanie (wewnętrznie już rozpalonych) mięśni, ale przecież już środa miała zaszczycić nas istną „lampą” (jak się później okazało, każdego kolejnego dnia miała być lampa). Nie zrażeni wręcz pływającymi w wodzie chwytami (szczególnie dotyczyło do wszystkich klam) zostaliśmy przegonieni dopiero przez zbliżające się i groźnie wyglądające chmury deszczowe. Ukontentowani smakiem obiadu „U babuni” mogliśmy ze spokojem oddać się w ramiona Morfeusza. Na dobranoc postanowiłem jeszcze raz zachęcić współtowarzyszy do oglądania „Wściekłych pięści węża”, ale fakt, że kolejnego dnia nie domagali się kontynuacji, dał mi do zrozumienia, że jednak nie pozwolili się wciągnąć w filozoficzne przemyślenia braci Walaszków. Senne marzenia zakłóciło nocne buszowanie naszej nowej znajomej – myszy, która wydawać się mogło, bez przerwy skrobała, czy gryzła (coś) powodując tym spory hałas (spory jak na nocną ciszę). Tej nocy poddaliśmy się, czując swoją bezradność i brak pomysłu na zaradzenie nowemu, nieznośnemu sublokatorowi. [Dobra, trzeba przyśpieszyć ten opis, bo za chwilę wyjdzie jakaś epopeja ;) ]
Kolejny dzień, mimo ciągnącej się jesiennej, deszczowej aury, nie zniechęcił nas do wyjścia w teren. Jeśli nie wspinanie w górę, zawsze można pogimnastykować się odrobinę w… bok :) Z trudem i mozołem udało nam się pokonać prawie cały trawers ukryty w jednej ze skalnych (jam??) formacji, co dość dokładnie pokazuje fotograficzna relacja w galerii. Nie przejmowaliśmy się niezbyt sprzyjającymi warunkami. Wszak środa miała zaobfitować w powrót lata i gorejące słońce. Wieczór po raz kolejny upłynął nam w rodzinnej atmosferze. Tym razem w ruch poszły karty (głównie makao), zbiór zdjęć i durnych filmików. Kiedy wydawało się, że poznana noc wcześniej mysz da nam spokój, zaatakowała dość znienacka budząc wszystkich i zmuszając do przeprowadzenia akcji „śmierć myszy”. Akcja zakończyła się niepowodzeniem (ucieczką ofiary), ale warto przytoczyć, że w ruch poszedł morderczy kij od mopa, który swoją drogą nie miałby chyba zbyt dużej skuteczności. Działania bojowe zakończły się o 3:22 nad ranem zapchaniem mysiej norki przy użyciu zwiniętej, jednorazowej reklamówki.
Wybawienie pogodowe (?) – środa. W dalszym ciągu upojeni pozytywną energią, mimo padającego deszczu nie przestaliśmy wierzyć w pozytywne zmiany pogody. Uznaliśmy, że skoro nie udało się w środę, zapewne słońce zaświeci już w czwartek. Jako zapobiegliwi wspinacze uznaliśmy trzeci dzień za dzień restowy, co miało zaprocentować zwyżką formy dnia następnego. Środa okazała się być dniem typowo socjalnym. Nieskromnie trzeba w tym miejscu pochwalić wyczyn swój i Piotrka - ugotowaliśmy pyszne spaghetti!!!, które uzupełnione czerwonym winem wyceniam na co najmniej VI.3. Wieczorkiem zapełniliśmy swój czas oglądaniem filmów wycenionych na co najwyżej III, koszmarnymi opowieściami o Freddim Krugerze i innymi typowymi bajkami do snu. Choć bardzo chcieliśmy pozostać w Podlesiach jeszcze dzień dłużej, czwartek również powitał nas deszczem, co zadecydowało o powrocie do domu :( Nie będę zagłębiał się w szczegóły, ale podróż do stolicy zajęła nam około 11 godzin (dziękujemy ci PKP!!!) szczęśliwie przeplatana grą w makao i rozwiązywaniem szarad (z każdą szło nam co raz lepiej). Braki mam nadzieję uzupełnią nasze komentarze. Jedno trzeba przyznać – samo przebywanie w Waszym towarzystwie daje niezłą odskocznię od codzienności i szarości niektórych miejsc. Dzięki za wyjazd!!!
[txt=Włodek, foto=Ania]
środa, 10 września 2008
Brotkanie, czyli spotkanie przy bro
poniedziałek, 8 września 2008
Najlepsze teksty coach'a part II
Bez zbędnych wstępów zapodaję drugą część coachowych sentencji. Dodam tylko, że bez nich kurs byłby duuuuużo uboższy. W ogóle nie wiem czy byśmy coś o życiu wiedzieli :)
coach: - kto prowadzi drogę?
reszta: …?...
coach: no dobra….ene due rike fake (coach do wyliczanki włącza wszystkich, również nie zainteresowanych, łącznie z sobą) …….i morele baks! No Kajtek, napierasz!
z cyku filozoficznych rozważań:
kokos: -Włodek olej ją, lepiej zaangażować się i włożyć energię w jeden związek, może wtedy coś z tego wyjdzie.
Włodek: - …
coach: - kokos…ty się nawkładasz …tej energii…, a potem zobaczysz, nawet rower ci zabierze
wykład na temat sprzętu:
coach: - Lina. O linę dbamy…..bla bla bla…………..nie chodzimy po niej……….bla, bla, bla. Linę można prać. Najlepiej u teściowej!
reszta: - …?...
coach: - co wy się dziwicie? Lina sucha waży
alkohol :)
ktoś: - nie dzięki ja już nie piję.
coach: - co nie pijesz? Tak jak pijesz, tak się wspinasz!
na lekkim;) kacu, na drugi dzień po ognisku u Słupka, przed prowadzeniem drogi:
coach: - kokos, ty masz teraz najlepszą banię do wspinania. o niczym nie myślisz, nic cię nie interesuje, możesz popierdalać!
narty:
kokos: - a na nartach jeździsz?
coach: - tak, ale ja to przypinam sobie ski toury, podchodzę, i popierdalam sobie gdzieś bokiem
kokos: - …a na stoku…?
coach: - eee, na stoku to pedalenie się.
piątek, 5 września 2008
Filmiki i zdjęcia
Najlepsze teksty coach'a part I
- (komentarz na prośbę przesunięcia rozpoczęcia zajęć) albo nosisz miesz i tarczę, albo gary i trojaczki
- (na widok wyblinki na stanowisku) co to kurwa jest?! a... wyblinka :)
- weź blok... jak przystało na kobietę
- ci z małymi (interesami) kupują sobie samochody terenowe, a ci z jeszcze mniejszymi wspinają się on-sight na wędkę
- (a propos wyjazdu na wspin z kobietami) spóźnisz się 30 sekund i przerąbane, a ty w tym czasie walczyłeś o życie - niech siedzą w domu, torty pieką...
- (zazwyczaj podczas mniej lub bardziej skutecznych akrobacji na ścianie) co to za kamasutra??